PCPM - logo Polskie Centrum Pomocy
Międzynarodowej

 

 

Liban: Polscy darczyńcy dla uchodźców z Syrii

Eksmitowana kilka razy z wynajmowanych pomieszczeń Sahar, która samotnie opiekuje się matką, chory na leiszmaniozę Hussein – ojciec piątki dzieci, które na uchodźstwie nie mogą chodzić do szkoły, zmagająca się z nowotworem Zouhour, której wojna zabrała dom, męża i zdrowie, zadłużony na tysiące dolarów Kamal, głodujący Rateb. To tylko niektórzy z mieszkających w Libanie Syryjczyków, którzy otrzymali dodatkową pomoc dzięki polskim darczyńcom.

 

Bushra

Bushra (21 l.) i jej rodzice pochodzą z Zarah w Syrii. W Libanie mieszkają 2,5 roku. Małżeństwo cierpi na cukrzycę, kobieta zmaga się z problemami neurologicznymi i stomatologicznymi, mężczyzna z chorobą serca i prostatą. Ma amputowaną nogę, nie może się przemieszczać.

Na leczenie brakuje im pieniędzy, więc lekarstwa zażywają tylko od czasu do czasu. Rodzina ma ogromne długi.

Bushra i jej rodzice trafili pod opiekę Fundacji PCPM, która pomaga im w opłacaniu czynszu w wysokości 100 USD. Od darczyńców z Polski otrzymali środki na zakup lekarstw.

Hussain i Iman

Hussain i Iman przyjechali z piątką swoich dzieci na stałe do Libanu w czerwcu 2016 roku. W Syrii (Hama) zostawili swoje życie na bardzo przyzwoitym poziomie. Hussein cierpi na rzadką chorobę - leiszmaniozę. Jeszcze przed wybuchem wojny leczył się w Libanie, kilkakrotnie przekraczał syryjsko-libańską granicę. Kiedy jednak raz przekroczył termin dozwolonego pobytu, nie miał już prawa powrotu do Syrii.


W Libanie nie znał nikogo, nie miał się gdzie podziać. Rodzina trafiła na przedmieścia Halby, większego miasta na północy kraju. Pomimo – wydawałoby się – dogodnej lokalizacji, Hussein nie mógł znaleźć pracy, by zarobić na czynsz oraz utrzymanie rodziny. Z powodu rzadkiej choroby, nikt nie chce go zatrudnić. Rodzina tonie w długach.

Rodzina została objęta programem PCPM (cash for rent) i otrzymała 100 USD na wynajem zajmowanego pomieszczenia. Pomimo iż dom, w którym mieszkają pozostawia jeszcze wiele do życzenia, Hussein nawet nie próbował szukać innego. Nie jest bowiem w stanie pokryć większych opłat za czynsz.

Comiesięczne wsparcie w opłacaniu czynszu za pomieszczenie, które zajmują, daje im minimalne, ale stabilne poczucie bezpieczeństwa i pozwala Husseinowi myśleć o spełnianiu kolejnych potrzeb, w tym rozpoczęciu leczenia.

Hyam

Hyam wraz z rodzicami w podeszłym wieku od czterech lat żyją w ciasnej przybudówce w Aidamoun. Pochodzą z Hamy w Syrii, gdzie byli właścicielami dobrze prosperującej farmy. Wraz z wybuchem wojny stracili wszystko.

Dziś starsze małżeństwo zmaga się z cukrzycą oraz problemami trawiennymi, dodatkowo mężczyzna ma problem z nerką, co jest ogromnym obciążeniem dla organizmu. Hyam nie ma żadnego dochodu, dlatego na zakup lekarstw dla rodziców pożycza pieniądze – obecnie ma ponad 300 USD długu.

Mieszkający obok syn małżeństwa, a brat Hyam ma 10 dzieci, więc nie jest w stanie dodatkowo pomagać rodzicom.

Kamal

Kamal przyjechał do Libanu z Zary (Syria) w roku 2012 wraz ze swoją żoną. Jeszcze w Syrii powodziło im się bardzo dobrze, byli właścicielami dwóch budynków oraz garaży, które wynajmowali. Status materialny pozwalał Kamalowi wspierać finansowo całą swoją bliższą i dalszą rodzinę. Kamal z rodziną zaczęli uciekać z miasta podczas ostrzału. Dom i cała jego własność zamieniły się w ruiny. Stracili wszystko.

W Libanie nie mieli gdzie się podziać. Nie znali nikogo.

Żona Kamala chorowała na cukrzycę, miała problemy z wysokim ciśnieniem. Po przybyciu do Libanu nie stać ich było na opiekę lekarską, pomimo, że Kamal sprzedał wszystko co miał. Przez cały okres na uchodźstwie, kiedy opiekował się będącą w poważnym stanie żoną, nie otrzymywał pomocy od żadnej organizacji.

Po śmierci żony musiał zapożyczyć się dodatkowo na pogrzeb. Wszystkie pieniądze, jakie kiedykolwiek zarobił, po prostu zniknęły. Dziś tonie w tak gigantycznych długach, że jak sam mówi „honor nie pozwala mu się przyznać, jak są one duże”.
Kamal otrzymuje od PCPM wsparcie w opłacaniu czynszu od 2015 roku (100 USD miesięcznie). Warunki, w jakich samotnie żyje, są bardzo skromne – pomieszczenia są niemal puste, brakuje też lodówki czy pralki, co bardzo utrudnia życie mężczyźnie w podeszłym wieku.
Pomimo ciężkiej sytuacji, Kamal dzieli się z ludźmi niezwykłą siłą, poczuciem humoru i wdzięcznością za to, co ma. Nie chciał uwierzyć, że otrzymuje dodatkową pomoc od polskich darczyńców. Pieniądze pomogą mu żyć godnie.

Mahmoud

Mahmoud oraz jego żona i szóstka dzieci e strachu przed śmiercią dwa lata mieszkali w ciemnej i wilgotnej piwnicy. Małżeństwu groziło tzw. zabójstwo honorowe ze strony rodziny kobiety, która poślubiła mężczyznę z innego odłamu wspólnoty islamskiej. Rodzina już próbowała porwać dwójkę dzieci, ale dzięki odwadze chłopców i pomocy ‘dobrych ludzi’ udało im się uciec.

W Libanie nie czują się bezpiecznie, ale na razie – poza przeprowadzką do innego miejsca w Bire – nie mają innej alternatywy. Ich sytuacja polepszyła się nieznacznie, gdy zaczęli otrzymywać pomoc ze Światowego Programu Żywnościowego (WFP). PCPM dopłaca im regularnie do czynszu wynajmowanego pomieszczenia, do którego niedawno się przenieśli.

Dzieci, choć są w wieku szkolnym, nie pobierają nauki. Środki publiczne pozwoliły na zakup książek oraz materiałów edukacyjnych.

Mohammad

Mohammad Suleiman mieszka z żoną oraz trójką dzieci w malowniczej miejscowości Akkar Attika na północy Libanu. W tym samym pomieszczeniu żyje również rodzina jednego z synów mężczyzny – w sumie 9 osób. Niecały rok temu zmarł 8-letni syn Mohammada – Bashir, który cierpiał na białaczkę.

Na leczenie syna rodzice pożyczali pieniądze, sprzedali wszystko co mieli. Mały Bashir przyjął kilka dawek chemioterapii, jednak ze względu na brak funduszy – leczenie zostało przerwane. W krytycznym momencie szpital – również ze względów finansowych – odmówił przyjęcia dziecka do szpitala. Ostatecznie zmarło ono w domu. Rodzina tonie w długach, nie płaci całej kwoty za czynsz, ale dzięki wyrozumiałości starszych właścicieli mieszkania, nie zostali z niego jeszcze eksmitowani.

Rafaa

Rafaa i jej 10-osobowa rodzina przyjechali do Syrii w lipcu 2016 roku. Wszyscy żyją w dwóch małych „pokojach” w pomieszczeniu gospodarczym bez zabezpieczonych okien i drzwi, z jedną małą toaletą, ale bez bieżącej wody. Właściciel budynku nie zgodził się na jego remont. Rodzina nie ma na razie możliwości przeprowadzenia się do innego miejsca.

Ojciec oraz jeden z synów mają niebezpieczne zmiany na mózgu, które nieleczone mogą zamienić się w nowotwór. Raz w tygodniu kobieta dojeżdża z synem na wizytę lekarską, za co każdorazowo płaci 30 USD. Rodzina ma bardzo mały dochód – ojciec tylko czasami pracuje i zarabia miesięcznie około 100 USD; na warsztatach oraz w sklepach jako sprzedawca pracuje również 12-letni syn.

Poza kartami ze Światowego Programu Żywieniowego (WFP) rodzina nie otrzymuje innego wsparcia od organizacji pomocowych.

Rateb

Rateb ma 28 lat, mieszka ze swoją matką i jej siostrą. W Libanie rodzina jest od 6 lat. Na początku trafili do nieformalnego obozowiska namiotowego, następnie – dzięki wsparciu Fundacji PCPM – przenieśli się do garażu w Koucha na przedmieściach Halby.

Dom rodziny w Syrii został zbombardowany, w wyniku czego Rateb doznał obrażeń – zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Dziś zmaga się nie tylko ze stresem pourazowym, ale i licznymi alergiami oraz poważnymi problemami trawiennymi. Niezbędne lekarstwa oraz opiekę psychologiczną otrzymuje od innej organizacji pomocowej. Ze względu na brak dochodu (stan zdrowia nie pozwala Ratebowi pracować), rodzina tonie w długach, a często brakuje pieniędzy na najbardziej podstawową żywność.

Sahar

Sahar pochodzi z Homs, jest 51-letnią samotną kobietą. Ranna w ramię od pocisku w 2013 roku, wraz ze swoją matką nielegalnie przekroczyły granicę z Libanem. Na północy Libanu znajomi z syryjskiej wioski pomogli kobietom znaleźć schronienie. Początkowo osiedliły się w Koucha, na przedmieściach Halby, jednak każda wyprawa do centrum miasta po jedzenie kończyła się próbami wykorzystania jej seksualnie przez okolicznych mężczyzn.

Zanim Sahar wraz ze swoją matką osiedliły się w Daousse, były wielokrotnie eksmitowane, ponieważ nie mogły udźwignąć kosztów czynszu. Każda najmniejsza kwota przeznaczana była na leczenie chorej na cukrzycę matki.

Fundacja PCPM odegrała dużą rolę w ustabilizowaniu życiowej sytuacji Sahar i zbudowaniu jej poczucia bezpieczeństwa. Pracownicy PCPM podpisali umowę najmu z właścicielem garażu na początku października 2015 r. – obecnie Sahar otrzymuje miesięcznie 100 USD. Jest to cała kwota, jaką kobieta płaci za wynajem miejsca, w którym mieszka.

Sahar całkowicie zrezygnowała z życia osobistego, poświęciła się opiece nad rodzicami – najpierw zajmowała się ojcem w Syrii, następnie chorą na cukrzycę matką, której ostatnio amputowano nogę. Sahar sama zmaga się również z poważnymi problemami zdrowotnymi. Nie ma żadnego dochodu ani nikogo, kto mógłby jej pomóc.

Zbtesam

Zbtesam jest wdową z Syrii, wychowuje samotnie dwie córki w wieku szkolnym. Kobieta cierpi na chorobę Chrona, (jest w jej poważnym stadium), która uniemożliwia jej nie tylko pracę, ale i poruszanie się. Śmierć męża dwa lata temu całkowicie pozbawiła Zbtesam dochodu.

Kobieta nie toleruje żadnych leków, poza jednym, za który co drugi miesiąc musi płacić 600 USD. Rodzina jest poważnie zadłużona. Nastoletnie córki Zbtesam są bardzo ambitne, dobrze się uczą – chcą jak najszybciej pójść do pracy, by pomóc finansowo matce.

Zouhour

Zouhour jest jedną z tysięcy syryjskich uchodźców, podopiecznych fundacji PCPM, którzy osiedlili się w Libanie. Każdego miesiąca otrzymuje 150 USD na opłacenie czynszu za garaż, w którym mieszka i samotnie wychowuje swoją 8-letnią córkę Hajar. Ucieczka z kraju, nagła śmierć męża 3 miesiące po jej wyjeździe z Syrii oraz mieszkanie od kilku lat w garażu to nie jedyne dramaty kobiety.

Zouhour choruje na raka piersi. W kwietniu zeszłego roku przeszła operację wycięcia guza. Zaraz po operacji miały nastąpić kosztowne zabiegi chemioterapii. Ponieważ środki, jakimi dysponuje fundacja w ramach realizacji projektu, nie przewidują opłacania opieki lekarskiej indywidualnym osobom, zabiegi zostały sfinansowane z wpłat prywatnych darczyńców. Po kilku miesiącach okazało się, że chemioterapia nie przyniosła pożądanych rezultatów i potrzebna jest dużo kosztowniejsza radioterapia – 30 sesji kosztuje w Libanie 4500 USD.

Kobiety nie było stać na leczenie. Ponieważ lekarz Zouhour zdawał sobie sprawę, jak ważna była natychmiastowa pomoc, postanowił przekazać 1500 USD z własnych pieniędzy na pierwsze zabiegi. Rozpoczęcie leczenia oznaczało jednak, że musi ono zostać zakończone. Pieniądze udało się zdobyć dzięki prywatnej zbiórce w Polsce oraz wpłatom prywatnych darczyńców z przeznaczeniem na leczenie Syryjczyków.