Pierwsze kontrakty na pomoc zimową dla Syryjczyków podpisane
Libańczycy często jako ciekawostkę opowiadają obcokrajowcom, że w ich niewielkim kraju klimat jest tak zróżnicowany, że w ciągu godziny można dostać się z ośnieżonych stoków narciarskich na nadmorską plażę, gdzie można zdjąć buty narciarskie i puchowe kombinezony, ubrać strój kąpielowy i wskoczyć do wody cieplejszej niż Bałtyk w lipcu. Teoretycznie jest to możliwe, choć pracując w Libanie od 2012 roku nikogo, kto zrobiłby coś takiego nie spotkaliśmy. Klimat, który sprawia, że kraj ten może być tak ciekawy dla turystów, dla uchodźców z ciągle pogrążonej w wojnie Syrii, oznacza jednak, że co roku jesienią zaczyna się problem. Przeciekające, nieocieplone i najczęściej niewielkie mieszkania trzeba ogrzać olejem opałowym, dzieciom trzeba kupić kurtki i buty, zainwestować w wstawienie szyb albo uszczelnienie szpar w ścianach i drzwiach. Jednym słowem dodatkowe wydatki.
PCPM oraz inne organizacje zwierają szyki i starają się w tym okresie zwiększyć pomoc dla uchodźców. Gdy na zewnątrz jest ponad 30 stopni, to można spać w mieszkaniu bez okien, a nawet przenocowanie na ulicy, nie grozi śmiercią lub utratą zdrowia. Zima jednak przynosi nowe wyzwania. Dzięki współfinansowaniu z programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP, możemy pomóc 1 300 rodzinom uchodźców Syryjskich w Libanie i ponad 500 najbiedniejszym rodzinom libańskim.
Na podpisywanie pierwszych kontraktów z uchodźcami syryjskimi, którzy dostaną od PCPM pomoc zimową wybraliśmy miejscowość Aley. Trudno o bardziej symboliczne miasteczko. Nazwa miejscowości pochodzi z jęz. aramejskiego i oznacza „wysokie miejsce”. I rzeczywiście, żeby się tam dostać z Bejrutu trzeba pokonać 20 km w poziomie i kilometr w pionie pokonując serię stromych i ostrych zakrętów wśród przyprawiającego o ciarki bliskowschodniego ruchu drogowego na autostradzie łączącej Damaszek i Bejrut – czyli stolicę kraju, z którego trzeba było uciekać i kraju, to którego uciekano. W ciągu 20 minut można znaleźć się na wysokości naszego Zakopanego, czyli prawie tysiąc metrów nad poziomem morza. Dla nas, Polaków przyzwyczajonych do tego, że z gór nad morze trzeba przejechać 700 km. to wciąż robi wrażenie.
Aley nazywane jest przez Libańczyków „letnią narzeczoną”, bo przez swój chłodny klimat pozwala uciec od upałów wybrzeża mieszkańcom Bejrutu i okolic, a do czasu wybuchu wojny w Syrii także ulubione miejsce na wakacje dla bogatych Arabów z krajów Zatoki Perskiej. Tych ostatnich jednak dawno nikt tutaj nie widział. Konflikt w Syrii spowodował, że Saudyjczycy i Emiratczycy przestali przyjeżdżać do Libanu. Wraz z nimi zniknęły też pieniądze i inwestycje.
Przyjemna pogoda, która jest błogosławieństwem latem, zimą jest jednak przekleństwem i betonowe albo kamienne domy, który budowane są z myślą o tym, żeby chłodzić latem stają się bardzo trudne do ogrzania. Dzięki pomocy z Polski, wielu z nich będzie miało ten problem z głowy chociaż tej zimy. Patrząc na autostradę do Damaszku, wielu z nich ciągle w głowie ma jednak pytanie, kiedy w końcu zimę spędzą u siebie, w Syrii i czy powrót w ogóle będzie możliwy.
Piotr Stopka, PCPM
- Działania w Libanie można wesprzeć przelewając dowolną kwotę na konto fundacji:
PCPM: mBank: 61 1140 1010 0000 5228 6800 1003 z dopiskiem „ZIMA”. - Lub wybrać konkretny cel pomocy :
Projekt współfinansowany w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej
Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.