„Ta praca to jedyny powód, dla którego wstaje każdego ranka” – aktorki, fotografki i animatorki z Ukrainy mówią o pracy w warszawskich instytucjach kultury
Na korytarzach stołecznych teatrów, muzeów bibliotek czy domów kultury słychać ukraiński. W warszawskich teatrach, muzeach, bibliotekach czy domach kultury udało się zatrudnić nowych kompetentnych pracowników. „Wiele z zatrudnionych osób pracowało na podobnych stanowiskach przed wojną w Ukrainie. Zatrudniliśmy fotografkę, pedagożkę teatru, reżyserkę filmową. Współpracujemy też z panią, która zajmowała się w Ukrainie organizowaniem bardzo dużych przeglądów, festiwalów twórczości dzieci i młodzieży, a teraz zajmuje się aktywizacją osób starszych” – mówił Marcin Jasiński, dyrektor Staromiejskiego Domu Kultury (SDK) w Warszawie. „Już 3 marca, czyli kilka dni po wybuchu wojny, uruchomiliśmy program stypendiów interwencyjnych dla artystów i artystek z Ukrainy. W ciągu jednego dnia zgłosiło się tyle osób, że wyczerpaliśmy swoje środki na ten cel. W rezultacie przy wsparciu miasta stołecznego Warszawy, Fundacji Kościuszkowskiej, Centrum (Dialogu im. Juliusza) Mieroszewskiego, przyznaliśmy 74 stypendia interwencyjne” – opowiadał dyrektor SDK, który także zajmuje się koordynacją przy zatrudnieniu pomiędzy Fundacją PCPM a warszawskimi instytucjami kultury.
W samym SKDu w ramach inicjatywy zatrudnione jest pięć osób. „Jest pani Olga, która prowadzi indywidualne, grupowe muzyczne, instrumenty, jest edukatorem muzycznym, nauczycielem muzyki. Jest pani Ludmiła, która zajmuje się osobami starszymi z Ukrainy. Jest Ana, która razem z drugą dziewczyną Alioną zajmuje się dokumentowaniem naszego wspólnego programu. Dokumentuje pracę zatrudnionych osób z Ukrainy, które pracują w kilkunastu instytucjach kultury w stolicy” – wymieniał. „Odwiedza je, nagrywa, sprawdza, jaki jest efekt ich pracy, a jednocześnie kręci dokument dotyczący nie tylko osób zatrudnionych w programie (PCPM) +Cash for Work+, ale także obecności osób z Ukrainy w Warszawie” – tłumaczy.
Co środę w domu kultury na Starym Mieście pani Olga prowadzi zajęcia wokalne dla dzieci i dorosłych. Zajęcia spotykają się z bardzo dobrym odbiorem i uczęszcza na nie wiele osób. Olga pochodzi z Buczy, gdzie przed rosyjską inwazją miała własną szkołę śpiewu. „Dzięki piosenkom i muzyce udaje nam się przejść przez trudne chwile. Mam tu w grupie kobiety i dziewczęta z wielu miast. Z Mariupola, Winnicy, Kijowa, Żytomierza, Mikołajowa. Wszystkie się jakoś trzymamy, uśmiechamy się i zdawać się może, że z nami jest wszytko w porządku, jednak w środku pali nas ból” – mówiła Olga.
„Gdy zaczynamy śpiewać, ten ból wychodzi na zewnątrz. Widać to po łzach. Obserwujemy to u każdej z dziewczynek, która przychodzi na zajęcia pierwszy raz” – tłumaczyła. O pozytywnym wpływie zajęć mówią uczestniczki – „Olga to świetna nauczycielka. Lubię przychodzić na jej zajęcia z moją córką, by mała mogła sobie trochę porozmawiać z rówieśniczkami”. „Okazja, by pośpiewać ukraińskie piosenki napełnia mnie nadzieją na lepsze” – dodaje jedna z pań biorących udział w zajęciach. Wspólne śpiewanie podoba się także najmłodszym uczestniczkom. „Lubie przychodzić tu śpiewać i występować. Podoba mi się tu. Nie tak bardzo, jak w Ukrainie, za którą tęsknie, ale naprawdę dobrze się tu czuje” – mówiła pięcioletnia Sonia.
W Wolskim Centrum Kultury (WCK) zatrudniona jest 26-letnia Masza – fotografka z wykształcenia. W domu kultury znalazła zatrudnienie w swoim zawodzie. „Zaczynałam tu (w Polsce) wszystko od zera. Ta praca przyszła do mnie w momencie, gdy dłużej nie wiedziałam, co ze sobą zrobić” – opowiadała. „Nic mi nie zostało w Kijowie. Straciłam mojego tatę w marcu, moje życie zupełnie się zmieniło. To dla mnie bardzo trudny czas, a ta praca to, szczerze powiedziawszy jedyny powód, dla którego wstaje każdego ranka” – mówiła. Młoda fotografka jest wdzięczna, że może wykonywać swój zawód pomimo tak trudnych okoliczności. „Nawet nie marzyłam, że będę mogła pracować z tak kreatywnymi ludźmi!” – dodała.
„Instytucje kultury bardzo dobrze odbierają osoby zatrudnione w ramach programu” – mówiła Daria Żebrowska z Fundacji PCPM. „Dzięki wydarzeniom, które oni organizują, udaje się stworzyć miejsca, w których uchodźcy naprawdę się spotykają, gdzie spędzają razem czas. W tak przyjaznym środowisku, gdzie są np. wystawy, czy pokazy filmów związane z Ukrainą, uchodźcy czują się bliżej domu; ma to komponent terapeutyczno-integrujący. Ponadto, dzięki ich pracy w tych instytucjach sami możemy lepiej poznać naszych gości i ich kulturę” – stwierdziła.
Jednym z miejsc, które zatrudnia ukraińskie aktorki, jest Teatr Rampa na Targówku. Dzięki współpracy powstała tam sztuka „Borderline” reżyserowana przez Ukrainkę, gdzie grają cztery aktorki-uchodźczynie. „Ten spektakl to esencja historii, które usłyszałam od tych dziewczyn” – mówiła Lena Holosij, reżyserka sztuki. “Nazywam się Krysia, jestem aktorką z Ukrainy. Przyjechałem po wybuchu wojny. Pracowałam w teatrze dramatycznym w Krzywym Rogu 10 lat” – przedstawia się pierwsza z nich.
„Stworzenie tego spektaklu trwało dwadzieścia dni. Nie było do niego castingu. Latem były takie warsztaty dla kobiet. Przyszły dziewczyny z Ukrainy i wszystkie opowiadały swoje historie. Ja również. Wzięłyśmy je wszystkie i zrobiłyśmy z nich spektakl” – opowiada występująca na deskach teatru Krystyna Welyczko. Pytana o pracę nad przedstawieniem, odpowiada, że próby były emocjonalnie trudne, ponieważ granie na scenie wymagało powrotów do emocji z czasu ewakuacji i ucieczki z Ukrainy. „Chciałam opowiedzieć tę historię ludziom, którzy mieszkają tu w Polsce, by zrozumieli, co my myślimy, jak się czujemy, co przeżywamy, jak nam się żyje. Ta sztuka to po prostu historia mojego życia” – tłumaczyła.
Aktorki grające w sztuce nie znały się wcześniej. Każda z nich pochodzi z innego ukraińskiego miasta. Druga z nich, Hanna Nowak, przyjechała z Kijowa. W spektaklu znalazł się fragment jej prawdziwej historii z ewakuacji z ukraińskiej stolicy do Polski. „Podobnie jak nasza bohaterka w sztuce, jechałam całą drogę z moim kotem w klatce. Kociak bardzo to przeżywał tę podróż” – mówiła. Rozmówczyni pytana o to, jak się pracowało nad przedstawieniem, odpowiada, że było to bardzo ciekawe doświadczenie. „Nowością było to, że z własnego doświadczenia mogłam sama odnieść się do tego, co pojawia się w sztuce” – stwierdziła. „To było trudne, ponieważ zawsze pracuje się na historiach fikcyjnych, a tutaj to wszystko, co odbywa się na scenie, to prawdziwe historie dziewczyn, które poznałam. Nie jest to sztuka dla sztuki. W czasie trwania tego godzinnego przedstawienia możecie poczuć to, co te kobiety, które musiały uciekać ze swojej ojczyzny” – dodała.
Spektakl jest dwujęzyczny. Aktorki na scenie w przypływie emocji przechodzą płynnie z polskiego na ukraiński, z ukraińskiego na polski. Widz ma do dyspozycji napisy wyświetlane nad sceną. O wyzwaniu w realizacji sztuki dwujęzycznej mówi trzecia z aktorek – Rozalia Kucherowa z Czernichowa. „Praca nad tym spektaklem była ciekawa, choć nieco trudna, ponieważ nikogo wcześniej nie znałam, a poza tym treść przedstawienia była po polsku. Wyzwaniem było rozumienie wszystkiego, co dzieje się na scenie. Jeszcze przed wojną, w Ukrainie, uczyłam się przez miesiąc polskiego. Rozumiem to, co się do mnie mówi po polsku, ale sama jeszcze nie mówię dostatecznie dobrze” – stwierdziła.
Reżyserka spektaklu podkreśla, że spektakl „Borderline” to opowieść o losie kobiet, które opuściły swoją ojczyznę z powodu wojny i o tym, jak odnajdują się one w nowej rzeczywistości w Polsce. „To tak naprawdę to sztuka o rozumieniu siebie” – powiedziała. „Powstała z opowiedzianych historii kobiet, które na własnej skórze doświadczyły wojny. Ta sztuka to dokument sam w sobie i dokument tych artystek, które to przeżywają na żywo na scenie razem z widzami” – tłumaczyła.
Teatr Rampa to nie jedyna instytucja, gdzie zatrudnione uchodźczynie tworzą wartość dodaną. Ze współpracy cieszą się też Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Wolskie Centrum Kultury i Dom Kultury „Tu Praga”. „POLIN zatrudnił w ramach projektu największą liczbę osób z Ukrainy. To muzeum wykorzystało tę szansę, by dać tym ludziom pracę właśnie w zawodach takich czysto muzealniczych, a jest to praca niesamowicie potrzebna. Drugą instytucją jest dom kultury na Woli – WCK” – mówił Jasiński. Jak tłumaczy, na warszawskiej Woli zorganizowano punkt kompleksowej pomocy uchodźcom. „Otwarto nowe miejsce, które oferuje nocleg, schronienie, jeżeli ktoś nie ma, a także pomoc prawną, opiekę i miejsce, gdzie można zrobić pranie, ugotować obiad, albo go zjeść” – opisywał. „Może nie ma tam jakiś spektakularnych wydarzeń, ale wciąż, jest to niezwykle potrzebna inicjatywa, zwłaszcza dla tej społeczności uchodźczej” – dodał. Według rozmówcy, Dom Kultury „Tu Praga” w rewitalizowanym pałacyku Konopackiego jest trzecią z instytucji wartych wspomnienia. „Mamy tam do czynienia z bardzo różnorodną działalnością. Z jednej strony jest zatrudniona artystka, która organizowała plenery, wystawy i zajmowała się działalnością twórczą, z drugiej strony, jest pani, która prowadzi dzienny punkt nauki zdalnej dla dzieci z Ukrainy, które uczą się w ukraińskim trybie, lecz zdalnie”. Jak podkreśla, jest to bardzo potrzebne przedsięwzięcie, ponieważ nie wszystkie dzieci posiadają własne komputery.
W ramach programu zatrudnienia interwencyjnego pracują nie tylko artyści i nauczyciele. „Mamy też takie osoby, które wykonują bardziej nietypowe prace. W jednej z instytucji jest zatrudniona osoba, która opiekuje się ogrodem społecznym. W innej z nich jest zatrudniony taki starszy pan, który jest tam po prostu złotą rączką” – mówił koordynator projektu.
Jasiński zwraca uwagę na to, jak dużym wsparciem jest zatrudnienie nowych pracowników w instytucjach kultury. W opinii rozmówcy program „Cash for Work” jest bardzo potrzebny, ponieważ zapewnia pensje pracownikom instytucji, jednocześnie je odciążając i dając pracę. „Feedback instytucjonalny jest bardzo dobry. Niemal wszyscy są w stu procentach zadowoleni, ponieważ te osoby z Ukrainy po pierwsze dostały pracę, mogą zarabiać pieniądze, mieć z czego żyć, ale mają też bardzo twórczy wkład w funkcjonowanie tych naszych warszawskich instytucji. Wykonują pracę, która jest potrzebna, która w dzisiejszych ciężkich czasach dla instytucji kultury jest pracą, która wypełnia te luki, na które instytucja nie może sobie pozwolić” – opisywał.
„Myślę, że to jest takie win-win. Z jednej strony pomagamy, z drugiej aktywizujemy. Ponadto ludzie pracują w swoich zawodach, czyli w tych, które wykonywali w Ukrainie. Jednocześnie instytucje warszawskie wzbogacają program, konstruują ofertę dla osób z Ukrainy, które tutaj są. Uważam, że ten program jest ogromnym sukcesem pod tym względem” – ocenił dyrektor SDK.
Projekt zatrudnienia interwencyjnego uchodźczyń i uchodźców z Ukrainy powstał dzięki współpracy m.st. Warszawy, Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) oraz amerykańskiej organizacji International Rescue Committee (IRC).
Przygotował: Stanisław Ajewski (PCPM)