Przerwali wykłady, by ruszyć na pomoc. Strażacy z Kiambu w akcji
1 grudnia grupa strażaków w Kiambu szykowała się do kolejnych zajęć tym razem teoretycznych. Poprzednie tygodnie spędzili na intensywnych manewrach. Jednak w ten poniedziałek nie było im dane zakończyć zajęć, bo w remizie rozległ się sygnał alarmowy. W Nairobi zawalił się budynek, w którym znajdowały się cztery osoby. Jeszcze dwa lata temu w całej Kenii nie było żadnego zespołu, który mógłby ruszyć na pomoc. Teraz, mimo że nowo powstała grupa wciąż jeszcze się uczy, cały czas jest w pogotowiu i rusza na pomoc, gdy tylko dostaną wezwanie.
Szeroka poprowadzona na estakadzie autostrada przebiega przez środek stolicy Kenii. Zwłaszcza w nocy robi to piorunujące wrażenie, gdy ciemności są rozświetlane przez bardzo agresywne światła neonów. Nairobi zwane Nowym Jorkiem Afryki nie nad na wyrost zasłużyło na takie miano. Jednak za wieżowcami i szerokimi arteriami ogromnym zgiełkiem ulic, kryje się druga strona medalu – niekontrolowana urbanizacja.

Nairobi rozrasta się błyskawicznie. Miasto przeszło z poziomu około 3,1 mln mieszkańców w 2009 r. do ok. 4,4 mln według spisu powszechnego z 2019 roku. Jednak już w 2025 liczba ludności może liczyć nawet 5,6 mln osób. To oznacza wysoki średnioroczny przyrost ludności miejskiej rzędu ok. 4% rocznie w ciągu ostatnich lat.
To trend w całej Kenii. ONZ, UN-Habitat i Bank Światowy wskazują, że proces przenoszenia się ze wsi do miast jest wysoki i przyspieszający W konsekwencji szybkiego wzrostu populacji Nairobi przy niedostatecznej podaży formalnego, taniego mieszkalnictwa prowadzi do rozrostu osiedli nieformalnych i intensyfikacji zabudowy (zagęszczenie, dobudowy pięter), co zwiększa ryzyko problemów budowlanych.
Początki
Błyskawiczną rozbudowę widać nie tylko w Nairobi. Kiambu, w którym położone jest centrum szkoleniowe wybudowane przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, jest przyklejone niemal do Nairobi. Nie da się odróżnić, w którym miejscu jest granica pomiędzy tymi miastami. Zwłaszcza że urbanizacja postępuje i tu w błyskawicznym tempie.
– 10 lat temu to miejsce wyglądało zupełnie inaczej. Nie było żadnych budynków, które tu widzimy – mówi Konrad Szymkiewicz, instruktor, wskazując na zabudowania poligonu. Jednak nie tylko „Fire track” zmienił swoje oblicze, ale i Kiambu. Procesy, które są widoczne w Nairobi, zauważalne są tak samo tutaj.
Polska fundacja wspiera kenijską straż pożarną nieprzerwanie od 2014 r. Przez dekadę liczba strażaków w całym kraju wzrosła z ok. 450 osób do ponad 1500, przy populacji Kenii liczącej ok. 55 mln. Efektem działań PCPM jest m.in. powstanie w latach 2018-2020 Centrum Szkoleń Strażackich i Ratowniczych w Kiambu, gdzie przeszkolono ok. 60 proc. całego personelu straży pożarnej w Kenii.
– Gdy zaczynaliśmy mogliśmy liczyć tylko na siebie. Brakowało wyposażenia zarówno do szkoleń, jak i do codziennej pracy. Teraz to wygląda zupełnie inaczej, Kenijscy strażacy są lepiej wyszkoleni, mają sprzęt oraz jest ich więcej. Oczywiście wiele jest do zrobienia, ale postęp jest ogromny – wspomina Szymkiewicz.
Ciągły rozwój
10-letni projekt to niewątpliwie sukces, ale skala wyzwań jest cały czas ogromna. 1500 strażaków na całą Kenię to zdecydowanie za mało, żeby radzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami. W Polsce, która jest dwa razy mniejsza, oraz liczy niemal dwa razy mniej mieszkańców niż Kenia, samych tylko zawodowych strażaków jest pond 30 tys. a ochotników z OSP 700 tys.
– W Nairobi mamy zaledwie 6 remiz, ta, w której się znajdujemy, wybudowano w 1906 roku. – Strażak wskazuje na wieże, która znajduje się w centrum jednostki. Wtedy był to najwyższy budynek Nairobi, teraz niknie on w gąszczu wysokich budynków stolicy.

– Jak widzisz tradycje są bardzo stare, ale za tym nie poszły dalsze inwestycje. W tym roku (rok budżetowy w Kenii liczy się od czerwca do czerwca), planujemy oddać do użytku trzy kolejne remizy, ale to i tak będzie za mało, jak na tak ogromne miasto – tłumaczy strażak z Nairobi.
– Niestety nie możemy być wszędzie – mówi Gedion Owiti – a zadań mam wrażenie przybywa. Niestety coraz częstsze są liczne zawalenia, dlatego tak bardzo jesteśmy wdzięczni Polsce, że dają nam wyposażenie, ale i przede wszystkim wiedzę.
Pierwszy USAR w Kenii
– Teraz Kenijscy strażacy są gotowi do szkolenia. Wiedzą, jak gasić, jak pomagać podczas wypadków i co najważniejsze po 10 latach to wszystko mogą robić sami. Jeśli teraz się zapakujemy i wyjedziemy, to wszystko tu zostanie i będą mogli sami dalej się szkolić i co najważniejsze pomagać – mówi polski instruktor.

Jak mówią przedstawiciele fundacji, najnowsza odsłona projektu w Kenii jest naturalnym krokiem w całym procesie. Początki pracy PCPM rozpoczęły się na stworzeniu kadry, systemu, żeby móc od podstaw zmieniać straż pożarną. Następnym krokiem była systematyzacja i stworzenie oficjalnego procesu szkoleniowego, wedle którego będzie przechodził każdy strażak.
– Od 2024 roku budujemy zespół poszukiwawczo ratunkowy (USAR) – mówi Rafał Własinowicz, główny instruktor. – Niestety wiele budynków zwłaszcza w Nairobi jest budowana z kiepskich materiałów, często bez żadnego nadzoru. Nie ma miesiąca, żeby nie doszło do katastrofy, w Polsce może zdarzają się dwa wypadki rocznie, a tu w samym Nairobi nie ma miesiąca bez katastrofy – tłumaczy polski strażak.
Szkolenia trwają już 2 lata, a teraz weszły w decydującą fazę. Na placu szkoleniowym w Kiambu jak zwykle tłoczno, tym razem oprócz licznych strażaków i instruktorów, dołączyli do nich mundurowi i dwoje niezwykłych weteranów Shanty i Jerry. To psy tropiące i wyszkolone do szukania poszkodowanych pod gruzowiskami. Takimi zwierzakami w Kenii dysponuje tylko armia, ale zespół USAR, musi znać każde tajniki pracy poszukiwawczo ratowniczej.

– Te ćwiczenia są niezwykle ważne zarówno dla nas, czyli jednostki koordynującej, jak i zespołu USAR. To pierwsze takie szkolenia w historii zorganizowane dla cywilnej jednostki ratunkowej – mówi Ronald Asava z National Disaster Operations Centre.
– Specyfika pracy zespołu USAR to poszukiwanie osób, które są uwięzione w danym miejscu. Jednak z zasady takich osób nie widać i trzeba je jak najszybciej znaleźć, a czas jak w każdym ratownictwie odgrywa najważniejszą rolę. Zespół USAR wyposażony jest w szereg narzędzi, które pozwalają namierzyć takie osoby, ale psy ratownicze za to mogą ukrytego pod gruzami człowieka znaleźć o wiele szybciej – mówi Ronald Asava.
– Dlaczego szkolenia z psami są takie ważne, skoro sam zespół nie będzie miał takich psów?
– Zespół strażaków musi umieć pracować z takimi psami, zwłaszcza że sami nie będą dysponować takimi zwierzakami. To znacznie usprawni działanie. Mamy przeszkolonych ponad 70 strażaków, na ten moment mogę powiedzieć, że są oni gotowi. Przed nami jeszcze rok procesu szkoleniowego, ale nasi strażacy już zdobywają doświadczenie, ponieważ niestety zdarzenia gdzie potrzebny jest taki zespół, są częste w Kenii -podsumowuje Ronald Asava.

Ze szkoleń do akcji
Słowa … niestety stały się prorocze, gdyż 1 grudnia doszło do kolejnej tragedii. W Nairobi budynek zbudowany z kiepskiej jakości materiałów zawalił się pod własnym ciężarem grzebiąc 4 osoby pod gruzami. Strażacy porzucili salę wykładową, gdzie mieli zajęcia teoretyczne i czym prędzej pojechali na miejsce zdarzenia. Wraz z nimi udali się tam też Polscy instruktorzy, którzy wspierali ich merytorycznie. Dwóm osobom udało uratować się życie, niestety dwie kolejne zginęły.

Jak mówią świadkowie budynek złożył się jak domek z kart, ponieważ stropy były zrobione ze złych materiałów. Niestety w takim przypadku, szanse na odnalezienie żywych osób pośród gruzowiska są bardzo małe. Strażacy z Kiambu pracowali również w nocy, żeby potwierdzić, że nie ma więcej ofiar. Niestety to nie pierwszy taki wypadek w Nairobi a wiele wskazuje, że będą kolejne.
– Dzięki PCPM, możemy pomagać, gdy zawali się budynek. Jeszcze dwa lata temu byśmy nie wiedzieli co robić – mówi strażak Gedion Owiti – niestety takich wypadków będzie więcej, ale będziemy gotowi – dodaje.
Projekt Fundacji PCPM, jest finansowany w ramach programu Polska Pomoc Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP