Strażacy w Libanie ryzykują życie bez odpowiedniego sprzętu ochronnego

Strażacy w Libanie codziennie ryzykują życie, by ratować innych – mimo dramatycznych braków w sprzęcie, paliwie i funduszach. W trudnych realiach wspiera ich Fundacja Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), która pomaga im stanąć na nogi – dosłownie i w przenośni.

Dramatyczna codzienność

Libańska obrona cywilna to najważniejsza służba strażacka w kraju, która działa na obszarach poza Bejrutem i Trypolisem – jedynymi miastami posiadającymi własne, lepiej wyposażone brygady pożarnicze. Reszta kraju zależy od obrony cywilnej, która jest finansowana z budżetu państwa. Niestety w realiach Libanu, który wciąż zmaga się z ogromną inflacją i kryzysem gospodarczym, oznacza po prostu biedę…

„Budżet obrony cywilnej w Libanie jest bardzo, bardzo, bardzo mały” – mówi jeden szef straży pożarnej w Sed el Bouchrieh.

Tzw. wielki Bejrut, jest otoczony przez liczne miasta, które przypominają raczej dzielnice, bo często nie ma nawet żadnego znaku, że to już inna jednostka administracyjna. To miasto jest bardzo zatłoczone, a strażaków nie ma wielu tak jak i pojazdów. Zresztą jak sami podkreślają, nawet jak mają duży wóz strażacki, to często jest on bezużyteczny, bo ulice są bardzo ciasne i nie da się do danego miejsca dostać. Jednak największym problemem jest wyposażenie osobiste strażaków.

Strażakom brakuje wszystkiego – od paliwa, przez sprzęt, po kombinezony ochronne. Zepsute ciężarówki mogą stać bezużyteczne nawet dwa lata, czekając na fundusze na naprawę: „Jeśli ciężarówka jest zepsuta… to będzie stała zepsuta przez rok, dwa lata, dopóki nie znajdą się fundusze”.

Jeszcze do niedawna, znaczna część strażaków z obrony cywilnej, to byli wolontariusze, którzy nie dostawali za to żadnego wynagrodzenia. Dopiero od niedawna ci z najdłuższym stażem zostali zatrudnieni, jednak pensje są znacząco niewystarczające. Z powodu inflacji zwłaszcza pracownicy administracji publicznej i służb nie mogą wyżyć za taką pensję i muszą dorabiać.

Pomoc z Polski

W obliczu tych trudności PCPM zrealizowało projekt renowacji stanowisk Obrony Cywilnej na przedmieściach Bejrutu. Kluczowym elementem była instalacja paneli słonecznych, które zapewniły strażakom niezależność energetyczną.

— Jeszcze ze dwa lata temu, w Libanie panowały ogromne niedobory prądu. Często z publicznej sieci mogliśmy liczyć na maksymalnie 1-2 godziny prądu dziennie, a reszta musiała być zapewniona przez generator. Z drugiej strony nawet jak prąd był, to nie mieliśmy dość środków, żeby w ogóle pokryć rachunki — mówi szef straży w Sed el Bouchrieh.

Dzięki oszczędnościom energii, którą mają dzięki panelom solarnym, mogą inwestować w sprzęt. „Nie jest to dużo, ale przynajmniej możemy kupić części zamienne do pojazdów, czy jakiś sprzęt osobisty” – słyszymy.

Poza panelami solarnymi uszczelniono też dach i wyposażono i wyremontowano pomieszczenia socjalne.

Warunki, które przerażają

Strażacy z Sed el Bouchrieh specjalizują się w gaszeniu pożarów przemysłowych, ale nie mają odpowiednich kombinezonów. Główne problemy to brak sprzętu ochronnego i dostęp do wody. Ta część miasta jest bardzo wąska i do pożaru mogą dojechać tylko małe ciężarówki ze zbiornikami 1500 l. To nie wystarcza, zwłaszcza w gęsto zabudowanych dzielnicach Bejrutu gdzie nie ma sieci hydrantów.

Nawet przy małych pojazdach zaopatrzenie w wodę to wyzwanie: „Jest ogromny problem, zwłaszcza w tych gęstych i bardzo małych ulicach. Jeśli masz taką małą ciężarówkę, zawsze potrzebujesz drugiej, która dowiezie ci wodę”.

Pomoc, która naprawdę ratuje

Dzięki PCPM i finansowaniu z programu Polska pomoc jednostka obrony cywilnej stała się bardziej funkcjonalna i bezpieczna. Jednak to tylko kropla w morzu, gdyż potrzeby są ogromne. „Najpilniejszą rzeczą są narzędzia i sprzęt ochronny, którego nie mamy” – mówi jeden z członków zespołu.

Kombinezony strażackie, których używają strażacy, już wiele lat temu straciły swoje walory ochronne. Niestety innych nie dostaną, bo kosztują zbyt wiele. Dlatego wyjazd do każdego pożaru jest obarczony znacznie większym ryzykiem niż w analogicznej sytuacji w Polsce.

Nadzieja w trudnych czasach

Libańscy strażacy są symbolem wytrwałości i poświęcenia.

— W zeszłym roku byłem na ponad 700 interwencjach. Gasiłem pożary lasów, domów, śmietników samochodów, pomagałem w budynkach zniszczonych przez bombardowania czy przy wypadkach drogowych. Miałem okazję uczestniczyć w niemal każdej możliwej interwencji, jaka może się pojawić w karierze strażaka — mówi szef jednostki w Koubayat.

Ich praca ratuje życie, choć oni sami często ryzykują je bez odpowiedniego zabezpieczenia. Dzięki wsparciu z Polski i innych krajów zyskują nie tylko sprzęt, ale i nadzieję, że ktoś o nich pamięta.