Wolontariusze PCPM docierają na Zaporoże. „Część miejscowości jest odciętych od świata”

Fundacja PCPM nieustannie dostarcza pomoc do najbardziej potrzebujących społeczności w Ukrainie. Jedną z nich są mieszkańcy Zaporoża, którzy mieszkają blisko linii frontu. Wolontariusze, którzy docierają w miejsca, które leżą w sąsiedztwie gwałtownych walk w Ukrainie. To ich relacja.

Biorąc pod uwagę wydarzenia i specyfikę obwodu zaporoskiego, a dokładniej działania związane z kontrofensywą, spodziewać się należało maksymalnych utrudnień w dotarciu do ludzi z pomocą w przyfrontowych wioskach.

W ostatnich tygodniach sytuacja w obwodzie zaporoskim stała się jeszcze bardziej dramatyczna. Wojna na co dzień odciska swoje piętno na psychice, zdrowiu fizycznym i sytuacji materialnej miejscowej ludności. W związku z trwającą kontrofensywą ukraińską na Zaporożu o wiele trudniej dostać się do miejscowości, do których dostarczamy pomoc, relacjonują wolontariusze.

Jeszcze do niedawna miejscowości położone o kilkanaście kilometrów, traktować można było jako stosunkowo bezpieczne, biorąc pod uwagę niezbyt silną częstotliwość ostrzałów rosyjskich.

Miejscowości odcięte od świata

Jednak ta sytuacja w ostatnim czasie drastycznie się zmieniła. Dobrym tego przykładem jest miejscowość Kameszywacha, w której kilka godzin przed naszym przyjazdem miał miejsce ostrzał. Dlatego gdy my rozdawaliśmy mieszkańcom niezbędną pomoc, obok nas pracowały służby, które zabezpieczały miejsca po wybuchach. Jeden z pocisków trafił w środek ulicy zaledwie 30 metrów od miejsca, gdzie dystrybuowaliśmy pomoc.

Dzięki wsparciu służb i władz regionu udało nam się dotrzeć do kilkuset osób, które częściowo są odcięte od świata. Dostarczyliśmy sprzęt strażakom z Zaporoża i Kameszywachy. Fundacja PCPM przekazała łącznie 11 palet niezbędnego wyposażenia dla jednego ze szpitali w Zaporożu.

Mieszkańcy Hulajpola, Uspenivki, Novohryrohivki, Novomykolaiwki, Orichiva, Małej Tokmaczki Bilenke i Kameszywachy otrzymały ponad tonę środków higieny osobistej i żywność.

Pomoc dla Orichiva

W drodze powrotnej z Małej Tokmaczki, wyjeżdżając z Orichiva, najpierw rosyjskie rakiety kierowane, a następnie artyleria dały się we znaki. Trafiono w kilka budynków, które zapaliły się, relacjonują Wolontariusze.

Przełomowym wydarzeniem jest fakt, iż udało się nawiązać kontakt ze strażakami z Orichiva. Przypomnieć warto, że jest to zniszczone miasto, w którym nie ma ani jednego nieuszkodzonego budynku, a większa część jest zniszczona. To jest miasto, w którym rekordowo jednego dnia spadło blisko 250 pocisków rosyjskich, a sam ostrzał bezustannie trwał kilkanaście godzin.

Ważne wsparcie dla strażaków

Wiele razy, przez wiele miesięcy, mijając budynek Straży Pożarnej w Orichovie, ciężko było zakładać, że ta jednostka może „normalnie” funkcjonować. Ich praca jest wyjątkowo trudna nie tylko z powodów częstych ostrzałów, licznych pożarów i zawalonych budynków, ale też z powodu niekompletnego i przestarzałego wyposażenia, sprzed kilkudziesięciu lat. W Polsce sprzęty tak przestarzały, można spotkać jedynie w muzeum pożarnictwa.

Niemniej specyficznie wygląda funkcjonowanie strażaków w Orichowie. Sporą część czasu służby spędzają w schronach. Muszą to godzić z obsługą, konserwacją, naprawą sprzętów, przygotowaniem do działań i obsługą sprzętu do łączności. To jest wyjątkowo ryzykowne w tym miejscu.

To już kolejny transport pomocy, który dotarł na Zaporoże, dzięki wolontariuszom PCPM.